wtorek, 16 czerwca 2015

Lubię jak faceci płaczą

Tak naprawdę męskie łzy mają dla mnie ogromną wartość. Moim zdaniem jest to oznaka ich wrażliwości i szczerości. To ogromy akt odwagi w świecie, gdzie słyszy się z każdej strony "chłopaki nie płaczą", ojcowie tłumaczą synom jak nie być "mazgajem" czy "mięczakiem". Nie każdy jest na tyle odważny, aby płakać przy kimś. Czy mężczyźni płaczą w samotności nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem, bo nawet jeżeli tak jest to trzymają to skrzętnie zamknięte w swoich głowach i sercach.
Być może to ja we łzach widzę coś więcej, ze względu na to z czym mam do czynienia praktycznie codziennie. Dla mnie okazywanie emocji, uczuć i rozmowa o tym jest czymś absolutnie normalnym i bardzo potrzebnym. Jest to coś co pozwala nam uniknąć nieporozumień, stworzyć udany, szczęśliwy związek, pozwala żyć w zgodzie z samym sobą. Dzięki okazywaniu emocji i uczuć mamy okazję poznać lepiej siebie samego, odnaleźć w sobie co jest man potrzebne do bycia szczęśliwym, a co wt tym przeszkadza.
 Jeżeli mały, wrażliwy chłopiec usłyszy od swojego ojca, który jest najważniejszy i najmądrzejszy na świecie, "nie możesz płakać" to równoznaczne jest z tym nie okazuj tego co czujesz, nie masz prawa czuć tego co czujesz, to nie jest ważne. 
Często dla dzieci łzy są  jedynym sposobem w jaki potrafią okazać to że czują się źle, w jakiś sposób niekomfortowo. Tylko, że tacy mali chłopcy stają się z czasem dużymi mężczyznami. Naszymi chłopakami, mężami, ojcami. To my będziemy zastanawiały się co czuje taki mężczyzna, który w trudnych chwilach, będzie czul się sfrustrowany, a jedynym sposobem w jaki będą umieli okazać swoje negatywne emocje, będzie awantura (nie mówiąc już o skrajnych przypadkach przemocy).
Dlatego też myślę, że właśnie rolą kobiet jest namawianie naszych mężczyzn, aby okazywali uczucia, nie tylko te pozytywne. Ważne jest to, żeby pozwolić, aby pokazali to co czują nie bojąc się kompromitacji w naszych oczach. To sprawi, że nasi mężczyźni będą szczęśliwsi, a jak oni to i my ;)

piątek, 27 marca 2015

Dlaczego nie warto być hejterem?

Już sam tytuł posta mówi wiele. W tym momencie rozpoczyna się gadka: "przecież jest wolność słowa"; "przecież ja tylko zwracam uwagę"; "przecież on jest taka głupi trzeba go uświadomić". Oczywiście są też liczne głosy broniące osoby hejtowane, ale chyba lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Dlatego też, chciałabym otworzyć oczy osobom, które tak bardzo lubią negatywnie oceniać innych po jednym czy dwóch wpisach na forum czy artykułach ich dotyczących. Taka krytyka dla zasady, bo ktoś ma inne poglądy, inne zasady moralne, wierzy w coś albo nie, nic konstruktywnego nie wnosi w życie ani osoby piszącej anonimowo takie komentarze, ani osoby, której te komentarze dotyczą. Bo czy słyszeliście, aby kiedyś ktoś niewierzący po przeczytaniu komentarzy, że będzie smażył się w piekle uwierzył w Boga, a może znacie przypadek osoby głęboko wierzącej, która po przeczytaniu komentarza, że jest głupia i wierzy w zabobony odeszła od wiary i stała się ateistą. Nie? Ja też nie. 
Znam za to przypadki, gdzie ludziom po negatywnych, nieuzasadnionych komentarzach w internecie znacznie spadało poczucie własnej wartości, które nie mogły w nocy spać, bo nie rozumiała dlaczego ktoś anonimowy twierdzi, że ich mam czy tata są beznadziejne głupi, podli, beznadziejni.
Mało tego, sama kilka razy byłam ofiara takiego hejtu, względem mnie i mojej rodziny. Jako młoda dziewczyna zostałam bardzo skrytykowana, że  przez moją tremę zniszczyłam cały występ. Wiecie jak to poskutkowało? Nigdy więcej nie wzięłam udziału w żadnym przedstawieniu. Po prostu uznałam, że jak jestem taka beznadziejna to nie będę występowała publicznie. Myślicie, że osoby to piszące pomyślały jaki będzie efekt ich słów? Ja uważa, że nie, bo przecież jest wolność słowa, mogą wyrazić swoja opinię, przecież to tylko słowa. To tylko słowa dla nich, ale często dla osoby której to dotyczy jest to ogromny cios. Zazwyczaj w takich internetowych dyskusjach nie wiemy, kto tak naprawdę siedzi po drugiej stronie, czy jest to pewny siebie czterdziestolatek, czy szukająca siebie wczesna nastolatka. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, co czuje osoba siedząca po drugiej stronie, ale możemy zastanowić się, co ja bym czuł czytając takie słowa na mój temat. Na prawdę nie sądzę, że ktokolwiek byłby z tego powodu szczęśliwy i zadowolony. Dlatego na prawdę, proszę was o dwukrotne zastanowienie się zanim klikniecie wyślij dla komentarza, który może kogoś obrazić, zaboleć. Zastanawiam, się też co osobom krytykującym da ich komentarz, poczują się lepiej, spełnią swoją misję, aby dokopać innym? Nie wiem. 
Moje zdanie nie odnosi się do kulturalnych dyskusji, krytyki z racjonalnymi argumentami, czy po prostu wyrażeniu swojego zdania nikogo przy tym nie obrażając. Dotyczy osób, które w sposób, wulgarny, nic nie wnoszący i obrażający anonimowo komentują życie innych , ich poglądy, wygląd. 
Uwierzcie mi nikomu na dłuższą skalę to nic nie daje, ani wam, ani komuś po drogiej stronie komputera. 
Jeszcze raz proszę zastanówcie się zanim  wrzucicie hejterski komentarz. 

niedziela, 22 marca 2015

Dlaczego nie ufam lusterkom?

Wydawać by się mogło, że tytuł posta jest idiotyczny. Przecież lustro najlepiej pokazuje prawdę, nie możne kłamać.
Powiem, wam szczerze, że też mi się tak kiedyś wydawało. Wiedziałam, że nasz mózg zniekształca rzeczywistość. Ale wiecie jak to jest jedno wiedzieć, drugie rozumieć. Mogłam napisać wiele na temat badań naukowych pozujących, że przy odpowiedniej manipulacji człowiek ocenia, rzeczy pozornie neutralne jako pozytywne lub negatywne ( dla niewtajemniczonych np. badanie Zajonca nad efektem czystej ekspozycji, polecam poczytać bardzo ciekawe badania).
Jednak pewnego pięknego dnia po prostu "odkryłam Amerykę", przez ostatnie 6 lat mój wygląd zmieniał się non stop. Tak możecie, sobie mówić że jak to, że to śmieszne, powinnam przecież to wiedzieć. Niestety  prawda taka jest,iż po prostu czułam się cały czas tą samą nastolatką: grubą, z beznadziejną cerą i okropnymi włosami. Wydawało mi się to takie oczywiste. Przecież to cała ja. W tym momencie muszę podziękować mojemu bratu, który zaśmiecił mój komputer rodzinnymi zdjęciami z ostatnich 6 lat. Oczywiście nie byłam z tego powodu zadowolona, ale no cóż jak już są to chociaż sobie coś tam oglądnę. 
To było po prostu jak grom z jasnego nieba. Okazało się, że przez pewien czas kiedy czuła się gruba wcale taka nie byłam, potem znowu byłam gruba, choć nie zdawała sobie sprawy, że aż tak bardzo. Potem widziałam jak ogromna zmiana we mnie zaszła po schudnięciu 14 kg, choć ja czułam się jakbym zgubiła najwyżej 5. Najważniejsze jest jednak to, że zdałam sobie sprawę, że teraz wyglądam naprawdę inaczej, niż kilka lat temu, nie mam pryszczy włosy, układają się znacznie lepiej. 
Może to się wydawać dziwne, głupie, ale naprawdę zachęcam was bardzo gorąco, do przejrzenia starych zdjęć i wtedy na prawdę, zobaczycie jak się zmieniliście. Może osobom odchudzającym się da to większą motywację, osobom, które się zaniedbały kopa do pracy nad sobą, a osobom takim jak ja cały czas czujących się wewnątrz dzieckiem i nie widzą w sobie zmian pozwoli dostrzec to, że są dorośli i może wyglądają lepiej, niż kiedyś. 
Dlatego bojkotuję krytyczny obraz siebie w lustrze. Nie ufajmy mu tak w stu procentach, dajmy sobie trochę luzu, bo nie wszystko co wydaje nam się takie straszne dziś jutro też takie będzie. Zmieniamy się cały czas i tylko od nas zależy w jaką stronę te zmiany pójdą. Pamiętajcie brak decyzji(ignorowania czasu w tym przypadku) to też decyzja . 

niedziela, 15 marca 2015

"Bóg nigdy nie mruga" - moja inspiracja

"Bóg nigdy nie mruga" to książka pani Reginy Brett, która zainspirowała mnie do założenia  tego bloga. Dlatego myślę, że będzie przewijała się tu jeszcze nie raz. Książka wpadła w moje ręce zupełnie przypadkiem, tuż przed sesją (prawdziwy ze mnie student ;)). Na początku tylko ją przeglądnęłam, ale tak kusiła mnie z każdym wejściem do sieciowej księgarni. Więc chcąc nie chcąc uznałam, ze muszę ją przeczytać. 
To była zdecydowanie dobra decyzja. Bo dawni nie czytałam książki, która aż tak zainspirowała mnie do działania. Najbardziej w mojej pamięci została lekcja druga, gdzie autorka proponuje zacząć zmianę od małego kroku, którego zazwyczaj nikt z nas się nie boi. 
Moim zdaniem ta książka jest dla każdego, choć z pewnością nie każdy rozdział nazywany przez autorkę lekcją przemówi do każdego. Ja nie zgadzałam się z niektórymi teoriami, ale to pewnie dlatego, że jako studenta psychologi klinicznej z dużym zamiłowaniem do psychologii rozwoju, nie mogłam przeboleć niektórych tez. Jednak chyba na tym polega doskonałość tej książki. Na tym, że jest niedoskonała. Bo moim zdaniem właśnie dzięki temu, że nie wszytko było zgodne z moimi poglądami miałam szansę chwilę się na nimi zastanowić, czasem spojrzeć na nie z innej perspektywy. Wierzcie mi to tylko wydaje się takie proste, szczególnie że jako przyszły psycholog nie raz zdarzyło mi się długie godziny zastanawiać się jak to jest, że ktoś może mieć na jakiś temat tak skrajnie inne zdanie. Jest naprawdę niesamowite jak takie sytuacje wpływają na nasze życie, jak pozwalają otworzyć się na inność, przestać oceniać drugiego człowiek. Myślę, że ta książka pozwala nam w taki cichy domowy, niezagrażający sposób wejść trochę w głąb siebie i to jest w niej naprawdę niezwykle. 
Książkę polecam z całego serca, bo wnosi do życia trochę optymizmu i "daje kopa" do zmian.
PS Mimo, że książka ma w tytule wyraźny akcent religijny, nich to nie zraża nikogo, kto w Boga nie wierzy, nie jest to książka religijna. Autorka nie raz, co prawda odnosi się do swoich przeżyć duchowych, jednak nauka z nich płynąca jest całkowicie uniwersalna, co podkreśla sama Brett. 

sobota, 7 marca 2015

Czas zrobić pierwszy krok do szczęścia.

Ten post to mój mały pierwszy krok do zaistnienia w internetowym świecie, do wyrażenia siebie bez żadnego skrepowania, motywacją do ciągłego rozwijania się, zdobywania coraz to nowej wiedzy i doświadczeń, poznawania nowych osób i ich spojrzenia na świat. Tyle dla mnie. 
Co mój blog ma wnieść do wirtualnego świat? Trochę inspiracji, nieco gorzkiego czasem humoru, garść codziennej psychologii pozytywnej, nieco opowieści o moich zmaganiach z życiem i pewnie jeszcze wiele, wiele innych spraw które wyjdą w praniu. Jakby powiedziała to moja ulubiona artystka Agnieszka Osiecka (swoją droga o niej też z pewnością wspomnę jeszcze nie jeden raz) itp. itd.
Chciałabym, aby ten blog motywował do zmian w życiu, do szukania siebie, odkrywania świata, otwierania się na inność.  
Mam nadzieję, że codziennie będę wykonywała choć mój własny mały krok do szczęścia, a ten blog i jego czytelnicy będą mi w tym towarzyszyć.